Są ludzkie opinie, które mówią, że w takim mieście jak Koszalin, nigdy nie wyjdzie dobra (jakościowo, estetycznie, wizualnie) restauracja. Większość marudzi, że nie ma gdzie iść, że nic się nie dzieje. Jednocześnie ta sama grupa nie chce* wydać więcej niż kilkanaście złotych, na owe wyjście w miasto. Sukces może odnieść tylko coś prostego i coś dla wszystkich. Coś bez zobowiązań i coś dającego prostą radość podniebieniu.
Czy takim sukcesem okaże się burger serwowany w Parkowym?
Lubię intensyfikację lokali w małej przestrzeni. Parkowy, powstał w miejscu, można powiedzieć z tradycjami. Tradycjami pt. „wyluzujmy się”. Był tam sklep spożywczy pod którym bywali i skini i pancury ( kiedy w ogóle jeszcze byli) w przerwie podpierania pomnika Norwida. Bywali też fani polskiego rapu wyrwani z koncertu w Domku Kata. Potem matki dzieciom przychodziły na kawę, bo przez chwilę była tam kawiarnia. Teraz usadowił się lokal z burgerami.
Miejsce wyborne, na trasie miejskiego clubbingu, jednocześnie blisko innych fast foodów: pizza, kebab. Blisko tam z kina czy koncertu, przy samiutkim parku. W każdym razie w centrum miasta i mnie cieszy to, że to nie jest kolejna apteka, bank czy lumpeks.
Sam lokal jest niewielki, ale spełnia zasady zamów, zjedz i idź. Estetycznie i ciekawie zaprojektowane wnętrze, podzielone na strefy budujące namiastkę prywatności na niewielkiej przestrzeni. Czuć, że wnętrze jeszcze się tworzy i udoskonala.
Lojalnie zostaliśmy uprzedzeni o niektórych brakach w asortymencie (zwalmy to na początki). Mały minusik za maleńki wybór napojów wszelakich ( woda, lemoniada, woda kokosowa) co pewnie się zmieni z czasem. No i wentylacja, a w zasadzie jej niedostatek.
Z burgerami było podobnie zabrakło 3 z 11, ale w sumie każdy znalazł coś dla siebie. Nie postrzegam tego jako problem, czasem po prostu coś się kończy. Za to ekipa prowadząca, bardzo uprzejma, miła i szczera. Polecono nam na początek spróbować podstaw. I takeśmy zrobili.
Opowiem o swoim burgerze. Son of a beach, z kandyzowanym ananasem i serem pleśniowym. Dobre wakacyjne połączenie z soczystym mięsem. Ciekawie przeplatające się smaki dopełniała czerwona cebulka, kwaszony ogórek i dwa sosy: BBQ i Chef’a. Sosy pozwoliły zjeść bułę bez plam na ciele i ubiorze. To co mnie spodobało się najbardziej to zrównoważony poziom ilości mięsa w stosunku do bułki i reszty dodatków. Dla mnie w punkt, choć turbokozak pewnie powie, że takim burgerem się nie naje, że mógłby być ciut większy. Cały proces realizacji zamówienia tworzy się na naszych oczach, co jest też sporym atutem. Czy można coś zjeść oprócz burgerów… hmmm ponoć tak, ale frytek również zabrakło tego dnia, podobnie jak kawy.
Atutem jest ogromna witryna, która woła przechodniów do środka. Z przyjemnością spróbuję kiedyś jeszcze innych smaków, tj. Słone Karmelove, czy Syczylijczyk. Mój burgerowy Son, zachęcił na więcej. W obietnicy też burger wege, ale nie ma go jeszcze w ofercie. Ceny bułek od 19 do 24 zł.
Amatorzy fast foodów, mogą odhaczyć kolejne miejsce na trasie koszalińskich lokali.


