Studio tatuażu i kawiarnia w jednym? Tak!
Czy tylko dla tych co chcą się dziarać? Nie!
Dla wszystkich, którzy cenią sobie smak dobrej kawy, lubią pyszne ciasto i chcą spędzić czas w absolutnie klimatycznym miejscu.
Dosłownie kilkanaście dni temu otworzyła się nowa kawiarnia. Inna niż wszystkie, ponieważ bezpośrednio połączona jest ze studiem tatuażu. I choć ja fanką tatuaży nie jestem, to miejsce to wydaje się naprawdę magiczne.
Deep Black, to wspólne dzieło Marka Andrearczyka oraz Przemysława Ostrowskiego. Postanowili oni połączyć ze sobą dwie specjalności na których znają się najlepiej.
Deep Black to miejsce składające się z dwóch części. Kawiarnia bardzo eklektyczna i stylowa. Faktury mieszają się wypełniając przestrzeń ciężką, przytulną aurą. Drewno, welur, skóra chesterfildów, struktura tapet, światło wpadające przez drewniane rolety, antyki, które dostały nowe funkcje i nowe życie, kolory mocne i odważne.
Część, w której znajduje się studio tatuażu jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Panuje tam przyjemny, tajemniczy mrok, pełen detali i niuansów. Tapeta na ścianach i na suficie czyni z tej części lokalu niemal pudełeczko, a pojemniki z kolorowym tuszem wyglądają jak kosztowne klejnoty w skrzyni pełnej skarbów. Nie wiem czemu, zawsze o studiu tatuaży myślałam jak o pewnego rodzaju rozgardiaszu, nie sądziłam, że może być to tak miłe oku miejsce. Spytacie, czy skusiła się na małe tatoo, nie, ale jakaś dodatkowa dziurka 😉 czemu nie.
Za projekt wnętrz odpowiedzialna jest Agata Bedryjowska, którą czasem możecie spotkać również za barem, pewnie sama opowie wam sporo o tym miejscu i o kawie.
Kawa to selekcja najlepszych smaków z zaprzyjaźnionego kołobrzeskiego CoffeeDesku. Podobnie herbaty, śmiało można podpytywać o moc i aromat. Witryna z ciastami kusi słodkościami, ale w ofercie również tosty i nasączone aromatem wakacyjne lemoniady.
Małymi krokami oferta ma się powiększać.
Jest w Deep Blacku coś przytulnego, coś co przypomina angielski klub, a jak pomyślę, że za szklanymi drzwiami, ktoś pisze na swoim ciele jakąś historię, to ten kontekst ma dla mnie coś z magii.
Spróbujcie tego miejsca, nawet jeśli z tatuażami wam nie po drodze, bo prawda jest taka, że choć wspólnie, to każda część przecież działa osobno.
W przyszłości wieczory z DJ-em, a także wiele wydarzeń związanych z tatuażami i goście specjalni.
Mnie też podoba się to, że to zupełnie lokalny i autorski pomysł. Od projektu po realizację, ba nawet w części z tatuażami nabyć można biżuterię (nie tylko damską, a bardzo ciekawą męską) koszalinianki Ani Nawrockiej.
Kibicuję, bo pomysł ciekawi i intryguje.









